Mądrości serwowane przez twórców "Młodego wina" można by pewnie znaleźć w pierwszym lepszym kalendarzu rolnika, ale zilustrowano je całkiem kuszącymi obrazkami.
O tym, że winnica to najlepsze miejsce na spędzenie ziemskiego żywota, wiemy już od czasów "Dobrego roku"Ridleya Scotta. Na śniadanie – wino, na obiad – wino, a na kolację... Życie po spożyciu jest niewątpliwie kuszącym doświadczeniem, które wielu naszych rodaków uskutecznia na co dzień. Co innego jednak gorzała i piwsko, a co innego szlachetne wino, leżakujące latami w wilgotnych ciemnicach, by pieścić potem zmysły wytwornych konsumentów. Trochę się chyba jednak zagalopowałem, bo piszę przecież o czeskiej komedii, a po takowej (przynajmniej w wydaniu standardowym) wykwintności spodziewać się nie należy. U Pana Boga w piwniczce znajduje się wino, które się żłopie, a nie smakuje. Albo najpierw się smakuje (trzeba sprawdzić, czy nie wyszedł kwach), a potem żłopie. Chodzi przecież o to, by dobrze się bawić i móc łatwiej dobrać się do niewieścich majtek. Główny bohater filmu, młody Honza, dokonuje drobnych oszustw przy współudziale swego średnio rozgarniętego i mało urodziwego kumpla Jirki, w którym (nie wiedzieć czemu) zadurzają się wszystkie panienki. Przestępczy proceder nie może jednak trwać wiecznie i obaj panowie muszą uciekać z Pragi przed trzęsącą się (z przepicia) ręką wymiaru sprawiedliwości. W ten sposób naciągacze trafiają na Morawy, gdzie dziadek Honzy prowadzi winnicę. W czasie gdy starzec wybierze się na wycieczkę do Argentyny, wnuk razem z kolegą przypilnuje zbliżającego się winobrania. Co, oprócz średnioprocentowych napojów wyskokowych, może wyjść z podobnych zobowiązań? Wiadomo – zmiana charakteru, życia, spojrzenia na świat... Mądrości serwowane przez twórców "Młodego wina" można by pewnie znaleźć w pierwszym lepszym kalendarzu rolnika, ale trzeba przyznać, że zilustrowano je całkiem kuszącymi obrazkami. Jest tu i młode wino, i młode kobiece piersi, a wszystko to podano bez puszenia się oraz napinania. Nawet alkoholowi nie dorabia się tu jakiejś specjalnej mitologii. Dziadek bohatera stwierdza, że jak był w jego wieku, brał trzy butelki i szedł do dziewczyny. Jedną wypijał dla odwagi, a pozostałe odkorkowywał dla lubej, żeby się lepiej poczuła. Metoda stara jak świat, ale wciąż skuteczna! Komedia od sąsiadów z południa, choć bezpretensjonalna i sympatyczna, wydaje się dywersyjna z... ekonomicznego punktu widzenia. W dobie gospodarczej recesji oglądanie filmików o błogim lenistwie na prowincji nie nastraja widza do krwiożerczej walki o zachowanie posady i oszczędności. Zdają się to rozumieć sami Czesi, którzy zaczęli ponoć zazdrościć ponurych wytworów naszej kinematografii. Polski ziemniak wciąż daje radę.
Redaktor naczelny Filmwebu. Członek Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI oraz Koła Piśmiennictwa w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. O kinie opowiada regularnie na antenach... przejdź do profilu